niedziela, 8 grudnia 2013

6 grudnia

Wiadomo, mikołajki to dzień szczególny ;). A dlaczego był taki miły dla mnie? Dowiecie się z tego posta!

 

Muszę przyznać,że ten dzień był prawie idealny ;). Zaczęło się niepozornie. Bo jak wiadomo, pobudka, kiedy jest ciemno, do najszczęśliwszych rzeczy nie należy. Gdyby koleżanka dzień wcześniej mi o tym nie przypomniała, zupełnie z głowy wypadło by mi to, że są mikołajki. Wiadomo, zajrzałam do buta, ale w zasadzie nie miałam czasu się cieszyć. Jakoś to tak często jest, że w piątki często zdarza nam się z K. spóźnić do szkoły, a zaczynamy (czas przeszły, niestety) matematyką, więc starałam się wyrobić. Jak już ubierałam kurtkę i wiązałam szalik zgasło światło- wysiadł prąd. W sumie nic dziwnego, bo szalały u nas wichury. Na mieście też prądu nie było, a w szkole rozregulował się dzwonek, więc nie zadzwonił na pierwszą lekcję. Oczywiście do klasy dotarłyśmy już po tym, jak wszyscy weszli. Normalka.Jednak dużą zaletą tego dnia, za którym normalnie nie przepadam (tak, nie przepadałam za piątkami, a bardzo lubiłam poniedziałki, dziwna ze mnie istota) było to, że nie mieliśmy rosyjskiego oraz biologii. Czyli Dominika szczęśliwa :D. Nawet praca klasowa z angielskiego nie przeszkodziła mi w tej radości. Mimo tego na początku nie miałam zbyt dobrego humoru, ale to już *sprawy osobiste*, więc wybaczcie, ale wam ich nie zdradzę ;). Po 5 lekcji skończyliśmy (dlatego nie było biologii, wiedziałam że piątek na ostatniej lekcji to jest najlepszy na nią czas :D) naukę i ruszyliśmy praktycznie wszyscy minus maturzyści do innej szkoły, na turniej charytatywny. Okazało się to dość kłopotliwe, bo gdy wyszliśmy na podwórku było biało (rano się nie zapowiadało), do tego szalała wichura, śnieg latał WSZĘDZIE, a większość osób nie była kompletnie ubrana- głównie mówię tu o dziewczynach zamarzających bez czapek. Musiałam asekurować Oliwię, która w swoich butach miała warunki bardzo podobne do łyżew. O dziwo, moje trampki (OCIEPLANE, więc spokojnie ;)) zdały egzamin, i nie przemokły a ponad to nie były bardzo śliskie. Dodatkowo uciełyśmy sobie ciekawą rozmowę z kolegami z klasy, haha ;). Turniej trwał ok. 2 godzin, na szczęście miałyśmy całkiem wygodne miejsce, chociaż cudem nikt na nas nie wpadł, a było ku temu multum okazji ;). Ogólnie wszystkie mecze były bardzo ciekawe, ja oczywiście z największym zainteresowaniem oglądałam koszykówkę ;). Był to turniej charytatywny, na którym zbierano różne przybory szkolne, maskotki itp. dla dzieciaków z ośrodka szkolno-wychowawczego. Nie zebraliśmy zbyt dużo, ale mam nadzieję, że uczniowie trochę się zrehabilitują i przyniosą w poniedziałek więcej rzeczy. Mi osobiście kompletnie to wypadło z głowy, bo miałam większość wieczora zajętego, tak, że lekcje skończyłam robić o 21, bo wcześniej miałam gościa, ale o tym może kiedy indziej ;). Wracając do tematu to mam zamiar przynieść w poniedziałek kilka zeszytów, których mam sporo kupionych na zapas i jedną maskotkę, która kurzy się u mnie, a komuś może sprawić wielką radość. Zachęcam was bardzo serdecznie do przemyślenia, jakich rzeczy już nie używacie i zostania dla kogoś Świętym Mikołajem, to naprawdę wielka radość ;). Na święta szczególnie dużo jest wszelakich zbiórek różnych rzeczy i naprawdę każdy przedmiot jest ważny i wywołacie u kogoś wielki uśmiech, bardzo mocno zachęcam!

Post zaczyna osiągać trochę za dużą wielkość, więc zostawiam
was z tym, co do tej pory napisałam, a druga część, w której pokażę wam 
m. in. to, co Mikołaj zostawił w moim bucie ukaże się niebawem (tak, jeszcze dziś ;))

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wszystkie komentarze czytam, za wszystkie dziękuję. Spam nie będzie tolerowany, a konstruktywna krytyka- owszem. :)