niedziela, 24 sierpnia 2014

Ile może się zdarzyć w 10 dni, czyli 10 dniowy spis internetowy



Z powodu mojego wyjazdu i całego związanego z tym zamieszania przez 10 dni nie miałam dostępu do Internetu. Próbowałam różnych dróg, ale szczęście zdecydowanie nie było po mojej stronie. Najpierw na lotnisku wpadłam na pomysł skorzystania z tamtejszego wifi, co okazało się niezwykle skomplikowaną operacją. Aby podłączyć się do darmowego Internetu należało wprowadzić kod wydrukowany z kiosku wifi. Nazwa brzmiąca tajemniczo i dosyć wrogo, a poszukiwanie źródła problemu zajęło nam sporo czasu. W końcu jeden w pracowników lotniska wskazał nam owy kiosk, bardzo podobny do bankomatu. Oddalony spory kawałek od naszej bramki, ale to oczywiste. Po oswojeniu urządzenia okazało się, że do wydrukowania kodu potrzebna jest karta pokładowa. Jogging po kartę i spowrotem + przepychanie się przez tłum ludzi dostarczyło nam niesamowitych wrażeń. Po zeskanowaniu karty w końcu otrzymaliśmy kod ważny przez pół godziny. Kiedy już dobiłam do miejsca naszego oczekiwania i wklepałam do telefonu kod byłam najszczęśliwszą osobą na świecie. Na krótko. Telefon owszem, przyjął kod, właczył Internet i prawie załadował stronę… i się wyłączył. Jedna kreska baterii na podróż to nigdy nie jest dobry pomysł. Zrozpaczona widokiem gniazdek a brakiem ładowarki spróbowałam proces podłączania się powtórzyć na tablecie. Jednak to byłoby za proste, bo kod nie działał na drugim urządzeniu. Do odlotu zostało 10 minut więc nie było nawet sensu lecieć i szukać urządzenia skanującego. Tak więc moja przygoda z lotniskowym wifi pewnie długo jeszcze zostanie mi w pamięci.
A teraz przejdźmy do rzeczy czyli spisu kilku interesujących blogowych postów, które przez te 10 dni się pojawiły, a ja muszę ponarabiać. Jak podpowiada bloglovin do przeczytania mam 57 43 posty, a wam zaproponuję te najciekawsze:


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wszystkie komentarze czytam, za wszystkie dziękuję. Spam nie będzie tolerowany, a konstruktywna krytyka- owszem. :)